Zawsze powtarzam, że piękne rękodzieło zasługuje na piękne zdjęcie. To, jak pokazujemy nasze prace, świadczy o naszym profesjonalizmie i często decyduje o tym, czy ktoś się w nich zakocha i zapragnie kupić nasz przedmiot, w który przecież włożyliśmy tyle pracy i serca.
Mam takie doświadczenie, że wiele rękodzielniczek tworzy cudowne, dopracowane w każdym szczególe prace, których uroku niestety… nie widać na zdjęciach. A szkoda, bo to właśnie fotografia jest pierwszym kontaktem odbiorcy z naszym dziełem. Od niej zależy, czy ktoś się zatrzyma, zachwyci i będzie chciał mieć tę pracę u siebie.
Dlatego tak bardzo dbam o jakość moich zdjęć. Obecnie używam telefonu IPhone 16 pro max, a czasami mojego bezlusterkowca Sony, ale uwierzcie – nawet zwykły telefon, przy odrobinie wprawy i kilku prostych trikach, potrafi pokazać rękodzieło w pełnej krasie.
Czysty obiektyw – od tego zawsze zaczynam
Niby oczywiste, ale często pomijane. Telefon nosimy w kieszeni czy torebce, dotykamy go palcami – obiektyw bardzo szybko się brudzi. Wystarczy mała plamka i zdjęcie od razu wychodzi zamglone i matowe.
Dlatego zanim zrobię pierwsze ujęcie, zawsze sięgam po ściereczkę z mikrofibry i przecieram obiektyw. To sekunda pracy, a efekt jest kolosalny – zdjęcia od razu są ostrzejsze i czyste.
Światło – najpiękniejszy filtr
Moje ulubione zdjęcia powstają w naturalnym świetle dziennym. Najlepiej sprawdza się późny ranek albo popołudnie, kiedy słońce jest miękkie i ciepłe. Wtedy kolory są wierne, a prace wyglądają tak, jak w rzeczywistości.
Unikam południowego światła – robi brzydkie cienie i przepala tło. Jeśli słońce jest zbyt mocne, rozwieszam jasną firankę albo biały materiał – światło się rozprasza i daje piękny, delikatny efekt.
Bardzo unikam robienia zdjęć wieczorem i przy sztucznym świetle. Czasami gdy wykonam nowy projekt już się nie mogę doczekać, aby Wam go pokazać, ale moją chęć prezentacji pracy hamuje właśnie światło, na które czasami czekam nawet kilka dni. Zależy mi aby fotogra
Aranżacja – czyli klimat wokół pracy
Zdjęcie rękodzieła to dla mnie opowieść. Lubię, kiedy praca nie jest pokazana „goło”, tylko w małym klimacie. Herbaciarka pięknie wygląda obok filiżanki herbaty, lampion aż się prosi o zapaloną świeczkę, a szkatułka cudownie prezentuje się z gałązką lawendy czy lnianą serwetką.
Do aranżacji nie trzeba wielkich inwestycji. Ja sama często korzystam z:
- bazarów i pchlich targów – tam można znaleźć cudowne starocie: koronkowe serwetki, filiżanki, stare ramki,
- szuflady babci – obrusik czy tkanina vintage mają duszę i robią klimat,
- marketów budowlanych – próbki tapet i paneli podłogowych sprawdzają się idealnie jako tła (często za darmo albo za grosze),
- profesjonalnych teł fotograficznych – jeśli chcę efekt jak ze studia, sięgam po gotowe tła imitujące drewno, beton czy marmur.
Najważniejsze, żeby dodatki były tłem, a nie główną atrakcją. To rękodzieło ma grać pierwsze skrzypce, a aranżacja ma tylko podkreślać jego charakter.
Kadry – kilka spojrzeń na jedną pracę
Nie zatrzymuję się na jednym zdjęciu. Każda praca zasługuje na kilka ujęć:
- z przodu, lekko pod kątem – żeby pokazać całość,
- z góry (tzw. flat lay) – świetne przy płaskich projektach,
- zbliżenia detali – bo to one pokazują spękania, postarzenia czy faktury,
- aranżacja – praca w otoczeniu, tak jak mogłaby stać u kogoś w domu.
Dzięki temu klient widzi i całość, i detale, i klimat.
Telefon – moje codzienne narzędzie
Robiąc zdjęcia telefonem, zawsze pamiętam o kilku rzeczach:
- ustawiam ostrość dotykając ekranu w miejscu, gdzie chcę ją mieć,
- korzystam z trybu portretowego, kiedy chcę pięknie rozmyć tło i podkreślić pracę,
- reguluję ekspozycję (rozjaśniam albo przyciemniam, przesuwając palcem w górę/dół),
- włączam HDR, żeby zachować szczegóły i w jasnych, i w ciemnych miejscach,
- kiedy boję się, że zdjęcie wyjdzie poruszone – ustawiam samowyzwalacz i opieram telefon na czymś stabilnym.
To drobiazgi, ale robią ogromną różnicę w jakości zdjęć.
Statyw – mały wydatek, wielka różnica
Kiedy zaczynałam, wszystko robiłam „z ręki”. Dziś nie wyobrażam sobie pracy bez statywu. Mam prosty, niedrogi statyw do telefonu i większy do aparatu. Oba są lekkie, składane i mieszczą się w torbie.
Dzięki statywowi:
- zdjęcia są ostre i nieporuszone,
- mogę spokojnie ustawić kadr i poprawiać aranżację, a aparat cały czas czeka gotowy,
- mam wolne ręce – mogę zapalić świeczkę czy przesunąć detal, nie martwiąc się, że aparat się przesunie.
To naprawdę inwestycja, która bardzo ułatwia życie.
Blenda – mój sekret na równomierne światło
Czasami światło z okna jest piękne, ale jedna strona pracy i tak wychodzi za ciemna. Wtedy sięgam po moją blendę – zwykłą, niedrogą, z jednej strony srebrną, a z drugiej złotą.
- Srebrna strona odbija chłodne, mocniejsze światło – świetnie rozjaśnia cienie i podkreśla faktury.
- Złota strona daje ciepły blask – sprawia, że praca wygląda przytulnie i ma słoneczny klimat.
Blenda nie jest niczym skomplikowanym – wygląda jak składane lusterko z materiału. Mogę ją położyć na stole, oprzeć o krzesło czy trzymać w ręku. A efekt? Zdjęcia od razu stają się równe i jasne.
Obróbka – ostatni szlif
Zdjęcie prosto z telefonu jest dobre, ale ja zawsze daję mu jeszcze „ostatni szlif”. Najczęściej używam darmowych aplikacji na telefon: Lightroom Mobile oraz Canva.
Co robię?
- przycinam kadr, żeby usunąć zbędne fragmenty,
- lekko rozjaśniam gdy widzę, że kolory są za ciemne i niezgodne z tym co prezentuję
- poprawiam balans bieli, kiedy zdjęcie wyszło za żółte albo za niebieskie,
- czasami bardzo delikatnie podbijam nasycenie, żeby kolory były jak w rzeczywistości,
- podkreślam faktury – żeby spękania czy postarzenia były dobrze widoczne,
To tylko kilka minut, a zdjęcie od razu nabiera świeżości i wygląda profesjonalnie.
Znak wodny – podpisz swoje dzieło
Na koniec dodaję jeszcze jedną ważną rzecz – znak wodny – logo mojej pracowni w aplikacji Canva lub Add Watermark
Dlaczego to takie ważne?
- chroni przed kopiowaniem zdjęć i podszywaniem się pod naszą pracę,
- buduje rozpoznawalność – ktoś, kto po raz kolejny zobaczy nasz znak wodny, szybciej zapamięta, do kogo należą te piękne rzeczy,
- jest jak podpis artysty na obrazie – mówi światu: to ja stworzyłam tę pracę i to ja zrobiłam to zdjęcie.
Staram się, żeby znak wodny był subtelny – nie może krzyczeć i zasłaniać pracy, ale też nie powinien być tak maleńki, żeby znikał przy pierwszym udostępnieniu.
Dlaczego to wszystko jest ważne?
Bo zdjęcie to pierwszy kontakt klienta z moim rękodziełem. To ono decyduje, czy ktoś zatrzyma się, zachwyci i zapragnie mieć tę pracę u siebie. Piękne fotografie budują zaufanie, pokazują profesjonalizm i podkreślają prawdziwą wartość rękodzieła.
I wcale nie trzeba do tego studia ani drogiego sprzętu. Wystarczy światło z okna, czysty obiektyw, kilka prostych trików z telefonu, statyw, blenda i odrobina serca w aranżacji. Reszta przychodzi sama.